niedziela, 3 stycznia 2016

Wyrok, czy opinia - czyli czym związany jest Trybunał?

Od kilku dni na stronie Trybunału Konstytucyjnego, w zakładce wokanda widnieją dwa wyznaczone terminy rozpraw. Oznacza to, że Trybunał wbrew przepisom ustawy o TK przystąpi do pracy ignorując ostatnią nowelizację. Czy takie postępowanie będzie można uznać za legalne? Czy zapadłe orzeczenie będzie ostatecznym wyrokiem, czy tylko opinią Prezesa Rzeplińskiego i jego kolegów i koleżanek sędziów?

Zacznijmy od analizy przepisów Konstytucji regulujących kwestie związania sędziów poszczególnymi aktami prawnymi. Po pierwsze zastosowanie ma tu art. 178 ust. 1 Konstytucji, który stanowi:
Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom.
Sędziowie (wszyscy z wyłączeniem sędziów TK) podlegają wyłącznie dwóm kategoriom aktów prawnych. Oznacza to, że nie podlegają np. rozporządzeniom i formalnie mogą odmówić ich zastosowania. Co ciekawe w drodze rozporządzenia Minister Sprawiedliwości określa Regulamin Urzędowania Sądów Powszechnych, czy kwestie stroju urzędowego sędziego. Czy zatem sędzia, któremu nie podoba się np. fioletowy kolor żabotu mógłby odmówić orzekania w określonym rozporządzeniem stroju urzędowym? Czysto formalnie tak, jednak trudno sobie to wyobrazić w praktyce. Wracając do kwestii związania sędziego aktami prawnymi, z przywołanego przepisu wynika, że sędzia może odmówić stosowania ustawy. Jak to możliwe, skoro jest nią związany a monopol na orzekanie o niekonstytucyjności ma wyłącznie Trybunał Konstytucyjny?

Odpowiedź jest prosta. Sąd stosując przepis ustawy bierze pod uwagę kontekst konstytucyjny. Jeżeli uzna, że Konstytucja stanowi inaczej, niż ustawa może orzec na jej podstawie, gdyż Konstytucja co do zasady stosowana jest bezpośrednio (art. 8). Sąd orzeka zawsze w jednostkowej, indywidualnej sprawie i stwierdzając niekonstytucyjność przepisu niżej rangi, stosuje przepis rangi wyższej. Czy nie narusza to kognicji TK? Nie, ponieważ Trybunał orzeka o samym przepisie w zakresie jego zgodności z aktem wyższego rzędu, zaś sąd o stosunkach społecznych, które przepis ten reguluje. Widzimy zatem, że sędzia może odmówić stosowania przepisu ustawy. Jak kształtuje się jednak sytuacja sędziów TK? Materia regulowana jest przez art. 195 ust. 1 Konstytucji:
Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji.
Jak widzimy, sędziowie TK nie podlegają ustawom. Jest to konsekwencja szczególnej roli Trybunału, jaką jest orzekanie o zgodności ustaw z Konstytucją. Trudno wyobrazić sobie, aby sędziowie TK podlegali konkretnej ustawie, którą następnie uznają z niezgodną z Konstytucją. Czy stoją oni zatem ponad prawem? W rzeczy samej. Taka jest ich rola i do tego zostali powołani - do orzekania de facto o tym, co jest prawem, a co nim być nie może w kontekście konstytucyjnym. Podnoszony jest często argument, wywodzony z treści art. 197 Konstytucji, który stanowi, że:
Organizację Trybunału Konstytucyjnego oraz tryb postępowania przed Trybunałem określa ustawa.
Ma to oznaczać, że pomimo swej ustrojowej pozycji Trybunał związany jest ustawą o Trybunale Konstytucyjnym. Prowadzi to do wniosku, że sędziowie podlegają wyłącznie Konstytucji i ustawie o Trybunale Konstytucyjnym. Czy tak stanowi przywołany wyżej art. 195 ust. 1? Nie. Co mówi nam więc art. 197? Zastrzega on, że kwestie związane z organizacją TK i postępowania przed nim należą do tzw. materii ustawowej, co gwarantuje pewien poziom stabilności (zdecydowanie wyższy, niż arbitralne rozporządzenie np. ministra). Nie oznacza jednak w żadnym wypadku, że Trybunał jest podporządkowany tej ustawie, gdyż ustawa ta mogłaby mieć różną treść, np. zawierać stwierdzenie, że Trybunał orzeka zawsze w pełnym składzie, który wynosi 20 sędziów. Czy taką ustawą także związany byłby Trybunał? Mogłoby dojść także do uchylenia całej ustawy o Trybunale. Czy oznaczałoby to, że Trybunał przestałby istnieć?

wtorek, 29 grudnia 2015

Co dalej z Trybunałem?

Nowelizacja ustawy o Trybunale Konstytucyjnym została wczoraj ogłoszona w Dzienniku Ustaw. Czy oznacza to całkowity paraliż Trybunału, czy jednak będzie on w stanie orzekać? Kilka słów o możliwych scenariuszach.

1. Trybunał zostanie sparaliżowany - scenariusz jak najbardziej możliwy. Wobec tego, że sędziów, nazwijmy ich roboczo "za stołem" jest obecnie 10, Trybunał nie rozpozna do czasu wyjaśnienia sytuacji pozostałych wybranych osób żadnej sprawy, w której w obecnym kształcie musi orzekać w pełnym, minimum 13-osobowym składzie. Może rozpoznawać jednak skargi konstytucyjne (obecnie wymagany jest skład 7-osobowy).

2. Trybunał nie zostanie sparaliżowany - zgodnie z art. 195 ust. 1 Konstytucji, sędziowie Trybunału podlegają wyłącznie Konstytucji, a nie jak sędziowie pozostałych sądów - Konstytucji i ustawom. Co to oznacza? Możliwe jest orzekanie przez Trybunał na podstawie samej Konstytucji - ta nie odpowiada jednak na wiele pytań natury praktycznej, chociażby o skład Trybunału. Być może pomocniczo zastosowanie mogłyby mieć przepisy ustawy dotychczasowej? Tylko które? Sprzed nowelizacji, czy także (przy założeniu, że zaskarżenie nowelizacji jest tylko kwestią czasu) niezaskarżone przepisy nowelizacyjne? Materia niełatwa, bardzo kontrowersyjna. Niewątpliwie powróciłby także problem publikacji orzeczenia.

3. Złożenie ślubowania na piśmie przez trójkę sędziów, których podstawa wyboru uznana została przez Trybunał za zgodny z Konstytucją - w tym wpisie wyraziłem pogląd, że ślubowanie złożone w ten sposób byłoby bezskuteczne. Może czas na opisywaną przeze mnie alternatywną metodę złożenia ślubowania? Tak, czy owak złożenie ślubowania pozwoliłoby Trybunałowi orzekać, ponieważ liczba sędziów "za stołem" zwiększyłaby się do 13.

4. Pozew prezesa TK do sądu powszechnego o ustalenie nieistnienia stosunku prawnego. Rozwiązanie takie wysunął prof. Andrzej Zoll, były preses TK - jako jedyne możliwe w chwili obecnej. Miałoby ono polegać na tym, że prezes Rzepliński na podstawie art. 189 k.p.c. wystąpiłby do sądu powszechnego o ustalenie nieistnienia stosunku prawnego w postaci wyboru trójki sędziów wybranych w grudniu przez PiS. Chodzi po prostu o stwierdzenie, że wybrane osoby nie są sędziami. Rozwiązanie bardzo oryginalne, jednak nie pozbawione wad. Pierwszą kwestią problemową byłoby ustalenie sądu właściwego do rozpoznania tej sprawy, dalej należałoby odpowiedzieć sobie na pytanie, a właściwie sąd orzekający musiałby odpowiedzieć na pytanie, czy taka sprawa mieści się w granicach sprawy cywilnej definiowanej przez art. 1 k.p.c.? Jeżeli tak, kolejnym mankamentem mógłby być czas rozpoznania tej sprawy. Do czego mogłoby to ostatecznie doprowadzić? W jaki sposób wyrok sądu powszechnego miałby cokolwiek zmienić, skoro ostateczny wyrok TK o bardzo podobnym wydźwięku, który jest integralną częścią systemu prawnego i powszechnie obowiązuje nie zmienił właściwie nic? Zakładając, że właściwy sąd orzekłby w skrócie o tym, że wybrane osoby sędziami nie są, w jaki sposób osoby wybrane prawidłowo miałby objąć urząd? Rzecz jasna wyłącznie po złożeniu ślubowania. Załóżmy, że Prezydent odebrać go nie zamierza, a większość parlamentarna wybiera kolejnych 3 sędziów, którzy niezwłocznie zostają zaprzysiężeni. Koło się zamyka. Z całym szacunkiem do osoby prof. Zolla, ale osobiście podchodzę do tego rozwiązania z dużą rezerwą.

Sytuacja jest bardzo interesująca z prawnego punktu widzenia, jednak w rzeczywistości nie powinna mieć nigdy miejsca. Nikomu się chyba nawet nie śniło, że konieczne będzie korzystanie z wielu tak absurdalnych i abstrakcyjnych rozwiązań. Przyszłość pokaże co będzie dalej, być może istnieją też inne rozwiązania. Nie ulega jednak wątpliwości, że kilka osób w państwie, do których oczy zwracają Polacy "gorszego sortu" ma trudny orzech do zgryzienia. Czy wykażą się odwagą? Zobaczymy...

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Grabarz, czy strażnik Konstytucji?

Stało się. Nie było prezentu świątecznego od Prezydenta - jest spóźniony, ale za to jaki! Jeden niewielki podpis, nic nieznaczący dla Prezydenta, za to jakże ważny dla społeczeństwa. Wsłuchując się w komentarze z różnych źródeł odnoszę wrażenie, że dla społeczeństwa nieświadomego, otumanionego, podzielonego, zagubionego... Czy możemy winić Prezydenta? Czy może wyświadczył nam przysługę?

Odnoszę nieodparte wrażenie, że sprzedaliśmy duszę diabłu głosując tak, a nie inaczej. Czy nie zasługujemy na nic więcej? Czy rozwijające się prężnie społeczeństwo obywatelskie z bagażem doświadczeń wielu lat niełatwej historii nie oczekuje niczego więcej? Czego powinniśmy tak naprawdę wymagać od strażnika Konstytucji? Od prawnika, człowieka wykształconego, naszego przedstawiciela - bez względu na to, czy jego mandat jest efektem także naszego głosu. Czyż nie tego, że przeczyta, pomyśli, zbada i zerwie się ze smyczy, gdy poczuje, że coś tu jest nie w porządku, że coś tu nie gra? Czy bezmyślnego wykonywania poleceń z góry? Podpis pod tą ustawą jest splunięciem społeczeństu prosto w twarz, kopem w cztery litery. Możemy mieć różne opinie na temat Trybunału, jego orzeczeń, pracy, apolityczności sędziów - zgoda. Do kogo jednak zwrócimy się teraz? Myślę, że refleksja kiedyś nadejdzie. Że może jednak ten cały Trybunał nie był taki najgorszy, że może czasem orzekł sensownie, wywalił w kosmos jakąś niedorzeczną ustawę. Obawiam się, że może jednak nadejść, gdy będzie już za późno, zdecydowanie za późno.

Czy wciąż żyjemy w demokratycznym państwie prawa? Mam co do tego poważne wątpliwości. Sądzę, że ten jeden podpis przekreśla wszystko to, co wspólnie budowaliśmy latami. Niewątpliwie nadchodzą trudne czasy. Wyłączając z gry Trybunał Konstytucyjny władza nie będzie czuła żadnego oporu, żadnego tarcia, żeby stać się władzą absolutną. Jednym podpisem pogrzebany został główny strażnik naszych praw, naszych wolności, naszych swobód obywatelskich. Czy warto było przehandlować to wszystko za pięćset złotych miesięcznie?

Idąc dziś ulicą usłyszałem przypadkiem rozmowę dwóch kobiet o następującej treści:
- "500 za Janka, 500 za Basię, 500 za Anię, Szymek to już się chyba nie załapie bo za stary koń, ale zobacz, to i tak grubo jest", na co druga odparła:
- "No, u mnie też grubo będzie."

Myślę, że niedługo wszyscy będziemy mieli grubo...

czwartek, 24 grudnia 2015

Za, a nawet przeciw. O głosowaniach słów kilka

Dzisiejszy wpis poświęcony zostanie tematyce związanej z głosowaniem, przede wszystkim w Parlamencie - szczególnie w aspekcie wymaganej większości do podjęcia czy to uchwały, czy uchwalenia ustawy. Uznałem, iż w święta mało kto ma ochotę na czytanie o Trybunale - zapewne większość i tak nie uniknie tego tematu przy świątecznym stole.

Chciałbym pokrótce przybliżyć tą tematykę i wskazać na bardzo interesujące i istotne zjawisko, mianowicie, iż wstrzymanie się od głosu w głosowaniu nie zawsze oznacza rzeczywistego powstrzymania się przed opowiedzeniem się za konkretnym rozwiązaniem. Dla uproszczenia posługiwał będę się przykładem głosowań Sejmowych.

Wyróżnia się 3 zasadnicze większości w przypadku podejmowania szeroko pojętej decyzji w formie głosowania:

1.  większość zwykła (względna) - do podjęcia decyzji wymagane jest więcej głosów "za", niż "przeciw". Co dzieje się z głosami "wstrzymującymi się"? Głosy te nie są brane pod uwagę przy obliczaniu większości. 

Przykładowo przyjmijmy, że w głosowaniu wzięło udział 400 osób. 
Za oddano 30 głosów,
Przeciw oddano 20 głosów,
Wstrzymało się 350 osób.

Pierwotnie wygląda na to, że decyzja nie mogła zostać podjęta, przecież 350 osób się wstrzymało! Tak jednak nie jest, a wrażenie to związane jest z tzw. kworum, które jednak jest czymś zupełnie innym niż większość, o czym poniżej. Do podjęcia decyzji wystarczy większa liczba głosów za, niż przeciw, bez względu na liczbę głosów wstrzymujących się. Jakie decyzje zapadają w Sejmie większością zwykłą? Na przykład uchwalane są ustawy.

Art. 120. Sejm uchwala ustawy zwykłą większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, chyba że Konstytucja przewiduje inną większość [...].

Jak widzimy wymagana jest jednak obecność co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, czyli 230. Jest to słynne kworum. Kworum jest minimalną liczbą członków danego gremium niezbędną do podjęcia decyzji, a obecność określonej liczby członków jest warunkiem ważności głosowania. Zatem czy ustawę może w Polsce uchwalić jeden poseł? Owszem. W sytuacji, w której głosuje 230 posłów, gdy 1 jest za, a reszta wstrzymuje się od głosu - ustawa zostaje uchwalona głosem jednego parlamentarzysty i ma taką samą moc, jak ustawa uchwalona np. jednogłośnie przez wszystkich posłów.


2. większość bezwzględna - do podjęcia decyzji konieczne jest więcej, niż połowa głosów za, z tym, że do puli, od której oblicza się większość bezwzględną wlicza się głosy za, przeciw i, co ciekawe - głosy wstrzymujące się. Co to oznacza w praktyce? Zobrazujmy to na przykładzie. 

W głosowaniu wzięło udział 400 osób.
Za oddano 150 głosów,
Przeciw oddano 100 głosów,
Wstrzymało się 150 osób.

Czy decyzja została podjęta? Nie. Większość bezwzględna jest zależna zawsze od liczby osób biorących udział w głosowaniu, a w przypadku 400 osób wynosi 201 osób i gdyby tyle osób zagłosowało za, decyzja zostałaby podjęta. Zwracam uwagę na często powielany kardynalny błąd (także w mediach), że większość bezwzględna w Sejmie wynosi 231 posłów. Jest to oczywiście prawda, ale wyłącznie w sytuacji, gdy głosują wszyscy - 460 posłów. W innym wypadku większość bezwzględną oblicza się stosownie do liczby głosujących.

Co ciekawe wstrzymanie się od głosu w takiej sytuacji oznacza de facto głosowanie przeciw, ponieważ głosy te liczą się do ogólnej puli od której oblicza się większość. Zatem tłumaczenia parlamentarzystów o tym, że w danej kwestii byli neutralni można włożyć między bajki... Większością bezwzględną Sejm dokonuje np. wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego.


3. większość kwalifikowana - jest to większość określona najczęściej ułamkiem (np. 3/5, 3/4, 2/3) albo procentowo, a do podjęcia decyzji konieczna jest liczba osób głosujących "za" wyznaczona tym właśnie ułamkiem lub procentem. Co ciekawe tu również głosy wstrzymujące się traktuje się w taki sam sposób, jak w przypadku większości bezwzględnej, a więc wstrzymanie się jest wyrażeniem zdania i głosowaniem przeciw. Przykładowo większością 2/3 ustawowej liczby posłów Sejm dokonuje skrócenia swojej kadencji, a zatem minimalna liczba głosów do skrócenia kadencji Sejmu to 307 [2/3*460 zaokrąglone oczywiście w górę].

Podsumowując nie zawsze wszystko jest takie, na jakie wygląda. W przekazach medialnych nie mówi się o tym wiele, przyjmując, że głosy wstrzymujące są neutralne, a jak wiadomo, to dość duże uproszczenie. Mam nadzieję, że ktokolwiek dotarł do tego miejsca i że czytanie tego wpisu nie było rodzajem syndromu sztokholmskiego. ;)